Strajk Przewoźników: „Z floty 5 aut zostało mi już jedno…” Tania konkurencja firm transportowych ze wschodu realnie nam zagraża!

Za chwilę polski kierowca będzie szukał pracy w ukraińskiej firmie zarejestrowanej w Polsce i będzie pytał, czy uda się zarobić 250 złotych dniówki” – napisał internauta. Jak to się stało, że w naszym kraju większe prawa i przywileje mają firmy transportowe ze wschodu, niż polskie? Dlaczego dzięki nieuczciwej konkurencji odbierają nam nawet 100.000 ładunków miesięcznie?

 

Strajk Przewoźników w mediach głównego nurtu komentowany był głównie pod względem utrudnień na drogach wokół Warszawy. Na ulice wyjechało niemal 300 pojazdów (w większości ciągników siodłowych), które poruszając się w konwoju, przejechały wyznaczonymi wcześniej drogami. Samochody obwieszone były transparentami „Nie dla firm z białoruskim i rosyjskim kapitałem w Polsce”; „Transport drogowy naszym dobrem narodowym”; „Stop białoruskich i rosyjskich naczep”.

Protestujący domagali się ze strony rządu rozpatrzenia 10 postulatów. 9 postulatów odnosiło się do warunków, jakie stały się standardem w przypadku zawierania umów przewozu, a które są dla firm transportowych niekorzystne, np. termin płatności za usługę transportową 60 dni liczony od dnia otrzymania oryginałów dokumentów, brak opłat za przetrzymywanie samochodów na załadunkach/rozładunkach, odpowiedzialność przewoźnika za przeładowanie samochodu, anulowanie zlecenia transportowego bez zrekompensowania kosztów, jakie przewoźnik poniósł. Jeden postulat dotyczył nieuczciwej konkurencji ze strony firm zza wschodniej granicy. I to właśnie ten postulat najbardziej rozgrzał przewoźników. Rozgrzał ich na tyle, że postanowili poświęcić swój czas i pieniądze i udać się do stolicy, w celu zwrócenia uwagi całego kraju na palący ich problem.

Udało mi się porozmawiać z Panem Bogumiłem Dawidczykiem, właścicielem firmy Bogumił Dawidczyk BST, który osobiście wziął udział w proteście. Oto co mi powiedział:

Sylwia Król: Czy w Strajku Przewoźników brały udział tylko firmy przewozowe związane z rynkami wschodnimi?

W proteście, bo oczywiście do strajku jeszcze nie doszło, brały udział głównie firmy związane z rynkami wschodnimi, czyli rynkiem ukraińskim, białoruskim, rosyjskim, kazachskim itd.  Ale oczywiście byli też przewoźnicy związani z naszym rynkiem krajowym. Tacy, którzy mają zezwolenie tylko na przewozy krajowe.

SK: Jakie były nastroje wśród strajkujących?

Nastroje… Jestem w transporcie od 2001 roku i nigdy nie widziałem takiego wzajemnego szacunku wśród przewoźników, wysokiej kultury oraz wspólnego dążenia do celu. Nigdy nie było takiego zgrania.  W tej chwili tania konkurencja wschodnia nas połączyła. Dopiero w momencie, gdy wschodnia taniocha realnie nam zagraża, potrafimy się dogadać i połączyć.

SK: Czy jest nadzieja, że protest coś zmieni?

Protest na pewno wiele zmieni. Cały kraj zobaczy, że gdzieś już ktoś rozpalił ognisko. Że gdzieś przewoźnicy się dogadali i połączyli.  Mamy w Polsce ponad 750 tyś. pojazdów. Gdyby wszyscy zaczęli strajkować, to ustawiając pojazdy jeden za drugim, zajmiemy drogę na dystansie około 5 000 km! Porównywalnie do trasy Warszawa – Neapol – Warszawa. Na tą chwilę wystarczy, że niemal wszyscy przewoźnicy w kraju nas zauważyli. I codziennie dołączają do nas kolejni.

SK: Z jakich powodów Pan wziął udział w strajku?

Były 3 powody. Po pierwsze z floty 5 aut zostało mi już jedno. Jestem obciążany kolejnymi podatkami, składką zdrowotną, wyższymi ubezpieczeniami. Do tego zmieniły się przepisy dotyczące delegacji kierowców. Czuję się jak dojna krowa, którą można doić w nieskończoność… W momencie, gdy zaczynałem w transporcie jako przedsiębiorca, można było w kilka miesięcy odrobić zakupione auto. Teraz żyjemy z wypłaty żony, bo mam zaległości w US i ZUS.

Druga sprawa to powierzchowna weryfikacja nowych licencji za 2022/23 rok ujawniła około 2 500 firm z kapitałem białoruskim/rosyjskim, które otworzyły działalność w Polsce. Jeśli by policzyć na szybko, niech każda firma ma 1 auto i weźmie 1 ładunek w tygodniu, to daje około 10 000 ładunków miesięcznie. A myśli Pani, że ktoś z Białorusi założył firmę w Polsce po to, aby mieć 1 auto? Moim zdaniem, a także z kalkulacji moich znajomych wynika, że z naszego rynku znika więcej niż 100.000 ładunków miesięcznie!

Trzeci powód to ukraińska zuchwałość. Ukraińscy przewoźnicy śmieją się nam w twarz. Zabierają ładunki krajowe (z Polski do Polski), mimo, że nie mogą, np. Barlinek –  Szczecin. Zabierają też frachty do krajów UE, np. Lublin – Benelux. Żaden policjant lub inspektor transportu drogowego nie nałoży na nich mandatu, no bo nie wypada… Nawet my, gdy nie chcemy być kontrolowani przez Inspekcję Transportu Drogowego, to jedziemy za Ukraińcem „na zderzaku”. Wtedy jest szansa, że Ukraińca przepuszczą i my za nim przejedziemy.

SK: Pan również działa na rynku wschodnim?

Tak. Jest to około 20% wszystkich moich frachtów.

Myślę, że przewoźnicy operujących na innych rynkach niż wschodni, aż do dnia protestu nie do końca zdawali sobie sprawę z zagrożenia ze strony firm zza wschodniej granicy. A jest to zagrożenie nie tylko dla aut, które wożą towary na Ukrainę czy Białoruś. Jest to zagrożenie dla całego rynku transportowego w Polsce. Jak rozwinie się sytuacja po proteście, nie wiadomo. Wiadomo, że pierwsze trzy miesiące roku 2023 były dla całego polskiego transportu niezwykle trudne. Jeśli sytuacja się nie poprawi, liczba osób chętnych do demonstrowania swojego niezadowolenia na pewno wzrośnie.